Zapomniany i pozostawiony na New Quebec oddział porucznik Cartwright ciągle walczy z wrogiem i ogarniającym go zwątpieniem, pokładając nadzieję w wyszkoleniu oraz instynkcie. Kiedy Unia sobie o nim przypomina, okazuje się, że wytrzymałość żołnierzy będzie wystawiona na jeszcze cięższą próbę. Wojna przenosi się na teren Imperium, a Marcin Wierzbowski i jego towarzysze zostają rzuceni w sam środek najbardziej umocnionej prowincji Cesarstwa. Czy plan pułkownika Brisbane’a ma jakiekolwiek szanse na realizację? Jaki efekt przyniesie ich poświęcenie? Nowa powieść autora „Gambitu” przenosi wojnę w przestrzeń międzyplanetarną. Starcie eskadr bojowych, misterne plany ataków i zasadzek w systemach gwiezdnych, widowiskowe potyczki i przejmujące konanie okrętów sprawiają, że „Punkt cięcia” staje się areną bitwy kosmicznej na miarę Davida Webera. Michał Cholewa z wielkim rozmachem kreśli obraz uniwersum, nie tracąc przy tym z oczu losów swoich bohaterów – samotnych w niekończącej się wojnie, w której łatwiej zachować życie niż człowieczeństwo.
Cykl ALGORYTM WOJNY
1. Gambit
2. Punkt cięcia
3. Forta
4. Inwit
5. Sente
Echa - zbiór opowiadań
Fragment powieści Michała Cholewy "Punkt cięcia" Nowy kurs prowadził ich wprost ku spotkaniu z trzema nieprzyjacielski- mi kontaktami poprzez rój antyrakiet. Jednocześnie oddalał ich od domniemanego przeciwnika. Tzu spojrzał wyczekująco na Xu, lecz ta zrozumiała natychmiast. Powoli pokiwała głową i lekko przygryzła wargę, ale to był jedyny znak zdenerwowania, jaki okazała – sekundę później dowódca „Szmaragdu” zajęła się bitwą. Wydawało się, że pod ich stopami pokład pancernika delikatnie zadygotał, kiedy olbrzymi okręt robił zwrot na wroga. Kilka sekund później sensory wyłapały odpalenie...
Fragment powieści Michała Cholewy "Punkt cięcia" Nowy kurs prowadził ich wprost ku spotkaniu z trzema nieprzyjacielski- mi kontaktami poprzez rój antyrakiet. Jednocześnie oddalał ich od domniemanego przeciwnika. Tzu spojrzał wyczekująco na Xu, lecz ta zrozumiała natychmiast. Powoli pokiwała głową i lekko przygryzła wargę, ale to był jedyny znak zdenerwowania, jaki okazała – sekundę później dowódca „Szmaragdu” zajęła się bitwą. Wydawało się, że pod ich stopami pokład pancernika delikatnie zadygotał, kiedy olbrzymi okręt robił zwrot na wroga. Kilka sekund później sensory wyłapały odpalenie rakiet. Osiemdziesiąt cztery pociski pojawiły się w przestrzeni znikąd i dopiero natychmiastowo ustawiony kilkusekundowy fokus aktywnych sensorów odnalazł ich źródło. Dwa pancerniki, sześć niszczycieli. Niemal cała eskadra obrony systemowej przeciwko jego siłom... Liao Tzu skrzywił się. Przeciwnik popełnił dość poważny błąd i choć przypadkiem właśnie ich zabijał – admirała irytowały błędy. Zgodnie z oczekiwaniami krążowniki szybko przeszły na pociski ofensywne. Jedna po drugiej salwy wroga szły na spotkanie zbliżającej się pełnym ciągiem eskadry Tzu i roju wystrzeliwanych przez nią antyrakiet. Zrazu potężna bariera postawiona przez trzy okręty pilnujące czoła formacji dawała sobie radę, ale w miarę jak jednostki zmniejszały dzielący je dystans, na reakcje było coraz mniej czasu. Admirał był też boleśnie świadom, że przed ostrzałem większej z grup przeciwnika atakującej od rufy strzeże go tylko „Dym” ze swoimi ośmioma wyrzutniami. Jedyne pocieszenie stanowił fakt, że oddalanie się od wroga zwiększało margines czasu, jaki miał samotny niszczyciel na prowadzenie ognia obronnego. Liao nie miał jednak żadnych wątpliwości – przebicie się przeciwnika przez słabą barierę było tylko kwestią niezbyt długiego czasu. Spojrzał na raporty z sekcji planowania – jeśli im wierzyć, jego jednostki mia- ły jakieś trzydzieści procent szans na dotrwanie do momentu, kiedy prze- mkną obok krążowników eskadry obronnej, niemal się o nie ocierając. Rapor- ty nie uwzględniały jednak czynnika ludzkiego. Lata doświadczeń na fron- cie mówiły natomiast admirałowi Liao Tzu, że w takim starciu jak to czyn- nik ludzki mógł nieco zmodyfikować matematyczne wyliczenia planistów. W dwunastej minucie lotu pierwsze pociski Demona 1 przebiły się przez strefę obrony elektronicznej, falę antyrakiet i laserowy ogień obrony punktowej na tyle, by dotrzeć na zasięg detonacji. Uwolnione z głowic rozpędzone rdzenie ugodziły „Tancerza” – w jednej chwili niszczyciel stracił łączność i, sądząc z odczytów, trzy wyrzutnie. Ostrzał musiał także uszkodzić część powłoki refleksyjnej, bo okręt natychmiast po trafieniu uruchomił silniki manewrowe i zaczął powoli obracać się na swojej pozycji nienaruszoną częścią kadłuba w stronę przeciwnika. Liao w myślach pochwalił dowódcę „Tancerza” – jego maszyna nie zmieniła wektora ruchu, dzięki czemu nadal utrzymywała się w szyku, teraz wystawiając w stronę wroga górne pokłady. Ostrożność popłaciła. Kilka sekund później sensory wykryły na nieprzyjacielskich krążownikach kondensację energii towarzyszącą generowaniu olbrzymich zewnętrznych luster laserów dalekiego zasięgu i zaledwie sekundę potem trzy nadfioletowe wiązki niemal jednocześnie trafiły w niszczyciel. Powłoka wytrzymała – okręt wciąż zajmował swoje miejsce w szyku. Gorzej szło „Dymowi” na tylnej straży – po ostatniej salwie ścigających ich okrętów stracił część ciągu i choć pomagał sobie silnikami manewrowymi, momentalnie zaczął zwiększać dystans do reszty zespołu. – Proszę nadać na „Dym” – zwrócił się Liao do dowódcy flagowca. – Czy jesteście w stanie przywrócić ciąg i trzymać miejsce w szyku? Zanim Xu zdążyła przekazać pytanie, uszkodzony niszczyciel wystrzelił chmurę pyłu mającego zastąpić zniszczoną powłokę refleksyjną – to mu- siało znaczyć, że jego dowódca nie widział możliwości ustawienia okrętu nienaruszoną częścią kadłuba w stronę wroga. Kilka sekund później ko- mandor porucznik Zou nadał komunikat: „Uszkodzenie napędu głównego, nie utrzymam szyku, odłączamy się od eskadry”, a potem wysiadła mu łączność. Liao zacisnął wargi. Żywotność niszczyciela szacował na kolejną salwę, maksimum dwie – dosłownie minuty. Potem trzeba będzie desygnować kolejną maszynę na tylną straż...
ukryj fragment książki